niedziela, 16 września 2012

Nowe zło

W bazie Amethysta Amara była wściekła gdy dowiedziała się o zdradzie Sztorma i przecięła stół kosą. Sorrow spokojnie schodził ze schodów z herbatką i ksiązką pod pachą gdy zobaczył stół. od razu zrzędła mu mina.
-No nie. To już drugi w tym dniu-jęknął.
Mimo to usiadł na fotelu, przysunął bliżej mały stolik i postawił tam kubek.
-Jak śmiał? Jak mógł mi coś takiego zrobić? Znaliśmy się od dziecka.
Schodziła wściekła co chwila wywijając kosą. Raz Sorrow musiał się schylić by nie ucięła mu głowy, ale wtedy kosa uderzyła w ścianę i przy wyjmowaniu trochę tynku wpadło do herbaty.
-Oj daj spokój dziewczyno. Zabijemy go przy najbliższej okazji.
Ta wypowiedź spowodowała, że na jej ustach pojawił się uśmiech.
-Tak....Śmierć to będzie najlepsza kara za to co mi zrobił-powiedział i zaśmiał się
W innym pomieszczeniu Amethyst patrzył na kapsułę w której widać już było jego najnowszy twór.
-To był dobry pomysł by zmieszać DNA mrocznego i moje. Dzięki temu powstanie najlepszy wojownik na świecie. Z mocą mrocznego i moją będzie niepokonany.
Spojrzał na komputer. Nadal był tam ekran ładowania i czas.
-Jeszcze tylko 3 godziny i będzie gotowy-szepnął i patrzył na swe dzieło.
Spojrzał na ciało eggmana, które leżało w rogu pokoju.
-Gdyby nie ty profesorku to nie miałbym teraz tego laboratorium.

Leżałam w swoim łóżku i myślałam jak sie wymigać od tego. Jednak nic nie przychodziło mi do głowy. Zbliżała się 13 i niedługo mógł zapukać do mojego pokoju. I w końcu ta chwila przyszła.
-Mariko...Moge wejsć?-spytał Nazo
-Tak-westchnęłam
Jeż wszedł do pokoju.
-Czy coś nie tak?-spytał
-Tak.
Nazo usiadł na łóżku i pogładził mnie po głowie.
-Co jest?-spytał
-Chodzi o to co wczoraj powiedziałam.-wytłumaczyłam
-Czyli o to co robiliśmy?-spytał
-tak....
Wytłumaczyłam mu, że po prostu boje się i nie wiem co teraz robić. Po tym mnie objął.
-Dobrze...Skoro sie boisz... To czemu nie powiedziałaś mi tego wczoraj?-spytał
-Bałam się, że nie zaakceptujesz mojego wyboru i zmusisz mnie do tego-wyjaśniłam.
Przytulił mnie.
-Coś ty myślała? Przecież wiesz, że cie kocham i zawsze zaakceptuje twoje zdanie.-powiedział po czym mnie pocałował.
Po chwili zaczęliśmy się bardzo namiętnie całować i jako, że Nazo siedział na skraju łóżka to z niego spadliśmy. Wylądowałam na nim i kiedy tylko lekko sie podniosłam zrobiłam się czerwona. Nasze twarze dzieliły milimetry i jeszcze jego rękę trzymała mnie za pierś. Kiedy się zorientowałam natychmiast wstałam. Nazo też był czerwony.
-Przepraszam, ale....nie mogłem sie oprzeć-powiedział.
Spojrzałam na niego uśmiechnięta.
-Ok...Tylko...nie za często i nie przy ludziach.
-Spoko.-odpowiedział
Wtedy dało sie usłyszeć piosenkę "Lonely day" i kawałek tekstu
"And if you go
I wanna go with you
And if you die
I wanna die with you"
Po czym piosenka urwała się niczym ucięta nożem. Jak się okazało chłopaki mieli karaoke, ale komp wyłączył się po tych słowach.
-Stary złom-rozległ się wrzask i odgłos kopniętego sprzętu.
Uśmiechnęliśmy sie lekko.
-Nazo lecę do szpitalu sprawdzić co z Sareą.
-Ok...Tylko nie wpadnij w tarapaty.-powiedział
Szybko wybiegłam z domu i poleciałam prosto to szpitala.

W tym samym czasie Cream zaczepiła Knucklesa.
-Panie Knuckles?-zapytała
-Hmmm? O co chodzi?
Przez chwile milczała, ale po chwili udzieliła odpowiedzi.
-Chce byś nauczył mnie walczyć. Nie chce być kula u nogi.
Był lekko zdziwiony.
-Skoro tak...Dobrze...Co powiesz na to by jutro rano zacząć?-spytał
-O tak. Bardzo proszę Panie Knuckles- powiedziała szczęśliwa
-Przygotuj sie dzisiaj
Cream szczęsliwa, ze jutro zacznie trening poszła spędzić czas z taills doll bo czuła, ze po treningu będzie padnięta i nie będzie miała sił na zabawę.
-To coś sie zbliża....Jest...coraz bliżej- mówiła lalka coraz bardziej przerażona.
Cream patrzyła na oranji- przezwisko lalki i starała sie sprawić by nie myślał o tym.

Udało mi sie dolecieć do szpitala. Weszłam spokojnie do szpitala i podeszłam do recepcji.
-Przepraszam w której sali leży Espio?-zapytałam
Recepcjonistka spojrzała w komputer.
-W sali 205 na drugim piętrze.-powiedziała
Podziękowałam i poszłam na drugie piętro. Szybko odnalazłam drzwi do sali i po mału weszłam. Zobaczyłam Sareę śpiącą. Tak samo Espio. Delikatnie potrząsnęłam moją kuzynką.
-Co?-spytała
Zobaczyła mnie i przetarła oczy.
-Dziewczyno daj spokój. Zamęczysz się. Przecież nawet nie śpisz...Cały czas czuwasz...Powinnaś odpocząć.-powiedziałam cicho
-Nie. Jak Espio się obudzi to... ja...chce mu coś powiedzieć.-wyjaśniła.
Usłyszeliśmy jęk albo stęknięcie. Nie wiem dokładnie. Zobaczyliśmy, że Espio sie budzi.
-Espio- powiedziała Sarea i podeszła do łóżka
-Witaj wśród żywych-powitałam go
Uśmiechnął się lekko.
-Przepraszam cię Sarea. Gdybym tylko nie poszedł na ten trening to... nie płakałabyś.-szepnął
-Skąd wiesz, ze....-nie dokończyła
Uciszył ją.
-Obudziłem się gdy spałaś... Widziałem łzy, które nie wyschły.
Sarea nie mogła powiedzieć słowa. Cały czas winiła siebie za to, ale...szczere przeprosiny ze strony jej ukochanego pozwoliły jej spojrzeć trzeźwo na sprawę.
-Dobrze, że sie obudziłeś. Byłeś w krytycznym stanie. Całe szczęście, że cie odratowali.-wyjaśniłam
Espio spojrzał znowu w sufit
-Przepraszam was.-powiedział
-Spokojnie. Nikt nie miał pojęcia, że oni sie tam akurat zjawią. Nie wiń za to siebie... Ty też Sarea-dodałam
Pokiwali lekko głowami.
-Dobrze... Będę jutro. I pomogę w leczeniu. Dziś tylko przyleciałam bo chciałam sprawdzić co z wami.-powiedziałam
Pożegnaliśmy się i poleciałam do domu.

Kiedy tylko byłam w szpitalu tworzenie dobiegło końca. Kapsuła otworzyła się i wypadł z niej jeż. Wyglądał jakoś tak:

-Witaj synu-rzekł Amethyst
-Witaj...ojcze-odpowiedział
-Nadaje ci imię Akuma- jap. Demon
Akuma uklęknął.
-Dziękuje...Kto jest celem?-spytał nagle
-Cały ja...Idź i zabij Mariko. Jej aura jest bardzo dobrze widoczna.-rzekł Amethyst
Akuma uśmiechnął się. Wstał i zaczął iśc do wyjścia. Nagle zatrzymał się.
-Ty-wskazał na Sorę.-Chodź ze mną.
-Dobrze, ale wiedź, ze mam na imię Sora.-warknęła
Akuma zaczął iść dalej. Sora szybko zgarnęła pistolet ze stołu i poszła za nim.
http://iv.pl/images/21478028050194469651.jpg
Kiedy wracałam cos uderzyło mnie w plecy. Wbiłabym się w ziemię, ale udało mi sie wymanewrować. Dzięki temu wylądowałam bez szkód...Oprócz bolących pleców. Zobaczyłam jeża, był niebiesko-biały.
-Witaj Mariko-powiedział
-Kim jesteś? Nie znam cię-rzuciłam
-Ty moze mnie nie, ale ja ciebie jak najbardziej. Twoja aura światła jest bardzo wyraźna. A tak...Jestem Akuma i zgładzę cię w imieniu mojego ojca- Amethysta- powiedział
Troche mnie to zdziwiło.
-Więc jesteś synem Amethysta? Ciekawe-stwierdziłam
On tylko wzruszył ramionami i zaatakował. Był cholernie szybki i silny. Od razu poleciałam na skałę.
-Co jest?-spytałam
Szybko wstałam i ładowałam kulę energii.
-Za wolno.-powiedział gdy nagle pojawił się koło mnie.
Kątem oka zauważyłam w jego ręku dość spora kulę energii i przeraziłam się. Nie zdążyłam odskoczyć. Oberwałam dość mocno. Nic nie mogłam zrobić. Bił mnie jak chciał. Kiedy leżałam na ziemi ledwo żywa odezwał się.
-Sora. Masz ten zaszczyt i zabij ją.-powiedział
-Ależ mnie zaszczyt w tyłek kopnął-stwierdziła i załadowała pistolet.
To mną wstrząsnęło..
-Nie....Nie....nie moge zginąc...Nie tu nie teraz...jeszcze....Nie powiedziałam Nazo co tak naprawde czuje...-pomyślałam.
Wrzasnęłam i zaczał bić ode mnie ogromny blask. Każdy w domu go zauważył.
-Ten blask... Mariko.-powiedział Sonic.
-Ciągle to samo-rzucił Shadow.
Sonic poszedł do Tailsa, a Nazo na te słowa wybiegł z domu jak szalony.
Podczas blasku uderzyłam Sorę i gdy skierowałam się na Akumę kotka złapała mnie za nogę i przewróciłam. Blask znikł. Leżałam na ziemi. Sora rzuciła pistolet jeżowi. Złapał go. Rzuciłam się by go odebrać.
Padł strzał. Stałam jak wryta. Poczułam okropny ból. Kula trawiła 2 cm od serca, ale mój los był przesądzony. Kaszlnęłam krwią i upadłam. Piasek przybrał kolor czerwieni kiedy leżałam na nim trzymając się za ranę.
-Ty miałaś to zrobić.-powiedział
-Twoja misja. Ja tylko pomogłam-rzuciła i zabrała pistolet.
Odeszli.
-Nazo.-szepnęłam.
Świat zaczął sie robić czarny. Kiedy juz myślałam, że odejde usłyszałam krzyk
-MARIKO
To był wrzask Nazo. Wziął mnie na ręce, ale zauwazył moją ranę.
-Mariko....Trzymaj się. Już biegne do szpitala-powiedział, ale powstrzymałam go ruchem ręki
-Nie...To...to koniec...Daj spokój
-Nie....Nie moge cie stracić
Był w panice. Widziałam to w oczach.
-Nie po to cie szukałem by cie teraz znowu być sam. Nie chce...Ja....ja cie kocham Mariko.-wrzasnął
Lekko sie usmiechnęłam
-Wiem...Zrozum...Ja-kaszlnęłam krwią.-Ja też cie kocham...Wiedziałam, ze jesteś tym jedynym. Ja...Chciałam miec z tobą rodzinę...Syna...Ale...widac ma być inaczej.
Świat znowu zaczał się robić czarny...Zaczełam widziec światło. Nazo zobaczył to i natychmiast zareagował.
-Nie. Nie idź w stronę światła...Prosze...Nie zostawiaj mnie samego-krzyczał
Jego łzy kapały na moją twarz. Resztkami sił udało mi sie go pocałowac.
-Przepraszam....naprawde... Powiem innym, ze... przepraszam...-powiedziałam
Nie wiadomo skąd leciała piosenka "Say my last goodbay".
-To już koniec... Żegnaj Nazo....Pamiętaj...Zawsze będe przy tobie-powiedziałam juz szeptem.
Po czym już tylko ciemność.
-Mariko...Nie....Mariko...-mówił jeż potrząsając mną.
Położył mnie delikatnie na ziemi i zaczał płakać.
-MARIKO-wrzasnął z całych sił.
 Jego łzy kapały na moją twarz. Nie mógł sie uspokoić.
-Nie zdołałem...jej...ocalić. Co ze mnie za chłopak?-spytał sam siebie przez łzy.- Jednak...Ktokolwiek to zrobił....Zapłaci za to
Jego oczy stały sie przez moment czerwone i uśmiechnął się diabolicznie.

1 komentarz:

  1. wow. śmierć mariko + gniew nazo = Dark Nazo???? Cos czuje że kolejna walka będzie mordercza :D czekam na kolejny epizod.

    OdpowiedzUsuń